|  Opowiadania skierowane do ... sumienia. Niewiarygodne, a jednak prawdziwe. Część 1.
Gdy wraz z kolegą, popijając kawę na tarasie przed domem, zeszliśmy jak zwykle na psie tematy, usłyszałem od niego tę historię, w którą trudno wprost uwierzyć. Najlepiej będzie jak on sam Wam o tym opowie.
Pierwsze spotkanie.
Pewnego jesiennego dnia postanowiłem spełnić prośbę mojej dobrej znajomej, aby odwiedzić jej nowo kupione gospodarstwo, a raczej jego rozpadające się zabudowania, położone na odległym uboczu niedużej wioski. Ona sama nie mogła tam w tym czasie pojechać z uwagi na zły stan zdrowia, a ja mieszkam ponadto w pobliskiej miejscowości i żaden to dla mnie był problem aby tam dotrzeć. Miejsce było odludne i ponure, ale nadawało się na wybudowanie tam w przyszłości zacisznego siedliska na czas emerytalnej egzystencji. Otwierając podparte kołkami wrota drewnianego ogrodzenia zobaczyłem, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu i zdziwieniu, psa przywiązanego do ściany stodoły.
Był to, a raczej była to suka rasy owczarek niemiecki, w stanie tragicznie zaniedbanym - wychudzona, z zapadniętymi bokami, ze skołtunioną i brudną sierścią, a co najstraszniejsze i najokrutniejsze to fakt, że musiała tam przebywać od czasu opuszczenia tego siedliska przez poprzednich właścicieli, to jest conajmniej od tygodnia, bez dostępu do wody i bez jakiegokolwiek pokarmu. Gdy skierowałem się w jej stronę, przywitała mnie z jednej strony złowrogim warczeniem, a jednocześnie poraz pierwszy w moim życiu mogłem zobaczyć psi ogon, tak głęboko podwinięty ze strachu i przerażenia. Cofnąłem się o kilka kroków, aby ją nieco uspokoić i móc się jej dokładniej przyjrzeć. Zauważyłem też wtedy kilka much krążących uporczywie wokół jej głowy. Dostrzegłem jednocześnie, że zamiast obroży miała na szyji zaciśnięty sznur, dławiący ją przy każdym szarpnięciu. Jak się później okazało sznur ten poprzecierał jej skórę, robiąc otwarte, krwawiące rany, które zaczęły już ropieć. Chociaż słaniała się z wycieńczenia na chwiejnych nogach, to tak się jednak szczęśliwie dla niej stało, że dotarłem tam w chwili gdy była iskra nadzieji, że można ją jeszcze uratować, i że nie nastąpiły chyba jeszcze nieodwracalne zmiany w jej organiźmie.
Ale od czego powinienem zacząć, aby jej jak najszybciej pomóc, a jednocześnie tą nagłą pomocą nie zaszkodzić ? Ze studni wyciągnąłem wiadro chłodnej, czystej wody i nalałem jej do metalowego garnka znalezionego na podwórku. Cały czas nurtowało mnie pytanie - jak jej to podać ? Każdy mój ruch w jej kierunku wywoływał gwałtowną reakcję z jej strony, która w jednej chwili mogła się skończyć złym skutkiem dla każdego z nas. W końcu, po kilku karkołomnych podejściach, przy pomocy jakiegoś grubego patyka, budzącego w suce zarazem strach i agresję, podepchnąłem garnek z wodą na odległość zasięgu sznura do którego była przywiązana.
Sądziłem, że rzuci się ona natychmiast na wodę, lecz stała jeszcze przez dłuższą chwilę, jakby z nieufnością oraz niedowierzaniem, a gdy odwróciłem od niej wzrok i powoli wycofałem się, podeszła do garnka i zaczęła łapczywie pić wodę. Przerywała od czasu do czasu tę czynność zerkając w moją stronę. Spadł mi przysłowiowy kamień z serca. Wiedziałem, że jest to pierwszy krok do naszej przyszłej, długotrwałej przyjaźni. Tego dnia wróciłem jeszcze raz do niej przywożąc jej jedzenie. Nie odważyłem się jednak na próbę uwolnienia suki z uwięzi. Musiałem najpierw zdobyć jej zaufanie i potrzebowałem czasu aby nabrać pewności, że nie zostanę przez nią zaatakowany.
Nie wiedziałem jeszcze wówczas tego, że z kolei czas potrzebny suce do akceptacji mojej osoby będzie aż tak dlugi.
Nasze drugie spotkanie.
Następnego dnia, już z samego rana dotarliśmy (wraz z żoną) do uwięzionej, okaleczonej i przerażonej suki. Jej reakcja na nasz widok była identyczna jak w dniu poprzednim - warczała głośno, szczerząc złowrogo białe kły. Traktowała nas jak wrogie istoty naruszajace jej teren. Była już nieco mocniejsza, lecz niesamowicie znerwicowana - tylne łapy drżały jej niepokojąco mocno i wciąż na nich przykucała. Wystąpiły w nas obawy czy nie są to czasami zmiany neurologiczne spowodowane dłogotrwałym odwodnieniem organizmu. Kręciliśmy się po zagrodzie starając się nie niepokoić suki, a jednocześnie chcąc wzbudzić jej zaufanie i akceptację naszych osób. Z podaniem jedzenia nie było już problemu ale dostarczenie garnka z wodą wzbudziło wcale nie mniej stresu niż w dniu wczorajszym.
Przez cały ten czas obserwowała nas wnikliwie i podejrzliwie, leżąc na brzuchu, z głową opartą na przednich łapach. Czuliśmy wręcz na sobie jej badawcze spojrzenia.
Ciąg dalszy nastąpi .....
proadmin, 21-05-2011, odsłon: 603 | |